Opowiem Wam pewną historię. Historię, która parę lat temu wywołała u mnie i oburzenie, i łzy. Miałem wrażenie, że wiele wniosła do mojego życia. A morał był tak oczywisty, że wyciągnięcie wniosku nie było żadną trudnością. Pomyliłem się. Dzisiaj już wiem, gdzie popełniłem błąd.
Dzieciństwo miałem udane. Nawet bardzo. Nie byłem jedynakiem, ale jak jedynaka mnie traktowano. Nigdy niczego pod wieloma względami mi nie brakowało. Najnowsze zabawki, najnowsze rzeczy, sponsorowane wakacje i inne wyjazdy. I kiedyś, pewien wyjazd, całkowicie zmienił mój światopogląd na niektóre sprawy. Bynajmniej – tak mi się wydawało. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że byłem hipokrytą. Nie po raz pierwszy, tak na marginesie. Ale nie o hipokryzji chcę mówić.
Był rok 2002. Piąta klasa podstawówki(o ile dobrze obliczyłem). Mój bardzo dobry kolega ze szkoły zaproponował mi wyjazd na ferie. Na wieś. Do swoich dziadków. Zapowiadała się wspaniała zabawa i istna sielanka. Zima tego roku była piękna. Dużo puszystego śniegu, lekkie, niegroźne mrozy, które ten śnieg trzymały. Mieliśmy plany, pomysły i jeszcze raz plany. Nawet zastanawialiśmy się, czy nam wystarczy na to wszystko czasu. To sanki, to bałwan, to kulig i piesze wyprawy. Nie brakowało nam alternatyw.
Moi rodzice ulegli. Po długich próbach w końcu udało mi się ich namówić. I w ten oto sposób – świat stał przed nami otworem. Zabawę czas zacząć.
Mieszkaliśmy w takim niewielkim domku jednorodzinnym. Skromny, acz przez to, że był bardzo, bardzo stary, miał w sobie pewien urok, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Wszystkie wnętrza były zrobione z prawdziwego drewna. Na środku salonu stał kominek, który cały czas dawał ciepło i wprowadzał rodzinny klimat. Udekorowany był w obrazy przedstawiające mieszkańców domu, którzy zamieszkiwali go od pokoleń. A wybudowany został zaraz po II wojnie.
Przyjechaliśmy na tydzień. Dostaliśmy dwa oddzielne pokoje, z łazienkami w środku. Prawie jak w hotelu(co swoją drogą bardzo mi odpowiadało). Byłem zachwycony. Kolega miał racje, że to piękne miejsce. Jego dziadkowie byli swoją drogą bardzo sympatycznymi ludźmi. Tłumacząc na dzisiejszy język: niczym Basia i Lucek z M jak Miłość.
Czas nam mijał na zabawie. Do domu wracaliśmy praktycznie na posiłki i na noc. Tłumacząc na dzisiejszy język mojej mamy: dom traktujesz jak hotel. Poznałem tam wielu fantastycznych ludzi. Od małego byłem bezpośredni i nie ukrywałem prawdy. Zawsze nazywałem ich wieśniakami. Tak się w sumie do nich zwracałem. Ale nie gniewali się, bo nie na co dzień oglądali miastowego, więc to była dla nich nie lada gratka.
Pewnego dnia babcia mojego kolegi powiedziała nam, że ich sąsiadka, którą znają od czterdziestu lat, ciężko zachorowała. Jako, że dziadka nie było, a ona miała problemy z kręgosłupem, poprosiła nas o porąbanie jej drewna i przyniesienie wody ze studni. Byliśmy uczynnymi dziećmi, więc od razu się za to zabraliśmy. Zobowiązałem się do wykonania tego drugiego zadania. Kiedy wszedłem do domu i przywitałem się z chorą kobietą, powiedziała mi, że jak będę nabierał wodę ze studni, to żebym uważał na ich psa z tyłu domu, ponieważ jest bardzo agresywny. Ostrzegała raz, drugi, trzeci i jeszcze piętnasty, jak już wychodziłem. Lekko przestraszony i z lękami, poszedłem na tyły. Pies, przykuty łańcuchem do starej budy, wyglądał strasznie. Nie był ani stary, ani młody. Choć prędzej mu było do tego pierwszego. Gdy zobaczył, że zatrzymuję się z wiaderkami przy studni, wstał na równe nogi, poczym położył się, kładąc łeb na przednich łapach i nadstawiając uszu. Nabrałem wodę i zabierałem się do powrotu. Pies zaczyna skomleć. Mijam go, a to skomlenie zaczyna łączyć się z piskiem, szlochaniem. Bynajmniej – błagalny dźwięk. Zrobiło mi się go żal. Ostrożnie zacząłem zbliżać się do jego budy. Zaskoczył mnie. Nie zaatakował, a zaczął się odsuwać. Jakby chciał dać do zrozumienia, że chce nawiązać współpracę. Spojrzałem na jego miski. Były brudne od błota. Było ono zaschnięte. Wziąłem je i zacząłem czyścić piaskiem z kamykami, żeby wszystko dokładnie zeszło. Trochę mi to zajęło. Jednak cel osiągnąłem. Nalałem mu wody. Nie wiem, czy naliczyłbym trzy sekundy – już jej nie było. Nalałem kolejny raz. I znowu to samo. Poszło pół wiadra. Dał się pogłaskać. Obiecałem mu, że do niego wrócę. Wróciłem do domu. Wieczorem, po kolacji, wyniosłem po kryjomu trochę chleba i kiełbasę. Poszedłem do tego psa, dałem mu to, a on wręcz to połknął. Zacząłem go głaskać. Położył się na plecach i chciał, żebym głaskał go po brzuchu. Cały był brudny od zaschniętego błota. Jego łapy były aż twarde. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w niego milcząc. Nagle wstał na równe nogi. Na podwórko wbiegł kompletnie pijany mąż tej chorej kobiety, a właściciel psa. Zaczął rzucać obelgami w moim kierunku, a w stronę psa zbliżał się z łopatą. Pies szybko i agresywnie rzucił się do ataku. Zatrzymał go łańcuch. Zapiszczał, bo pociągniecie w tył było aż tak silne. Był bezradny. Podobnie było ze mną.
Jaką wyciągnąłem z tego lekcję? Pomyślałem wtedy: nigdy nie chcę być taki, jak ten pies; nie dam się komuś przykuć łańcuchem. Jako, że w miłość nigdy nie wierzyłem(może dlatego, że jeszcze jej nie doświadczyłem), to przyjaźń była moją największą wartością. Czymś najważniejszym. I niedawno byłem w przyjaźni. Mówiłem, że pięknej. Ale nie zastosowałem się do tego, co kiedyś sobie obiecałem. Zostałem przykuty łańcuchem. Zaufałem drugiej osobie bezgranicznie. Tak samo jak ten pies zaufał bezgranicznie swojemu właścicielowi. Traktował jak przyjaciela. A skończył w budzie.
Morałem całej tej historii chciałbym, aby było pewne przesłanie: nigdy nie ufaj drugiej osobie w stu procentach. Albo niech brzmi tak, jak stare przesłanie: umiesz liczyć? licz na siebie. Przyjaźń jest piękna, owszem. I dalej w nią wierzę, choć mocno się rozczarowałem. Ale warto pamiętać, że przyjaciel jest potencjalnym wrogiem numer jeden. Zna wady i zalety. Mocne i słabe strony. Reasumując – więc wie, jak zniszczyć i zadać ból.
Przykre, acz prawdziwe.
Michał Cisło
michal-cislo@wp.pl
Taurus 2009.03.15 19:45:47 IP: 78.8.149.126 | Michale, zacznij może pisać pamiętniki albo blożka chociaż... Nie jesteś gwiazdą, żeby mnie Twe życie na tyle pasjonowało, by czytac o Tobie... wywal siebie z artykułów , a będzie super! |
jolanta jolanta;p 2009.02.10 21:17:56 IP: 213.158.196.96 | a mi sie bardzo podoba:) na maxa zyciowy...niestety... |
j.o. 2009.01.30 22:02:18 IP: 79.186.83.182 | ojoj....chyba "bynamniej" pomyliło Ci się z "przynajmniej"...taki lapsus językowy często spotykany , ale u dziennikarza nie uchodzi... ;) |
magister 2009.01.23 22:46:06 IP: 78.88.213.173 | Treść felietonu jest mało spójna - rozwinięcie i zakończenie nie współgrają ze sobą. Mieszasz czas przyszły i teraźniejszy, co jest ewidentnie śmiesznym błędem. Skoro piszesz teksty ogólnodostępne, powinieneś choć trochę zastosować się do podstawowych zasad pisowni. Używasz spójników, które są nieadekwatne, a zarazem psują i tak nieudany już efekt. Pojawiające się słowo "bynajmniej" jest użyte w złym kontekście i pokazuje, jaką erudycją i intelignecją chcesz się popisać, a jaką masz naprawdę. Sama opowieść jest niesamowicie nudna, a zakończenie podsuwa i tak już wszystkim znany wniosek. Niby piękna pointa, ale pomyśl, Ty nie chcesz zakuć się w łańcuchy? A czy czasami nie jest tak, że to Ty jesteś tym, który zakuwa? Trochę krytyki wobec siebie. Nad wyraz wysokie "ego" jest dowodem niedojrzałości emocjonalnej. Może Ty do przyjaźni po prostu nie dorosłeś? Reasumując: O przyjaźni mniej mów, a więcej rób, bo to, co napisałeś, jest przykre i żałosne. |
Wojtek 2009.01.23 16:46:44 IP: 83.23.191.134 | Na Twój felieton trafiłem przypadkiem, przyjaciółka mi podesłała. Poważny, z przestrogą i rada, aż wierzyc się nie chce ze to pisze 17 latek.. Każdy z nas czasem przywiązuje takim łańcuchem inną osobę, czy to w miłości czy właśnie w przyjaźni, zastanawia mnie też czy Ty nigdy czegoś takiego nie zrobiles, jezeli nie to pewnie nie zrobisz. A Przyjaciel taki prawdziwy na pewno Cię kiedyś znajdzie i znowu bedziesz mógł powiedziec, ze jestes " w pięknej" przyjaźni. Pozdrawiam. |
'chodzący tabloid' 2009.01.22 10:46:32 IP: 83.8.36.90 | Felieton różni się od pozostałych. Jego koniec brzmi jak typowa przestroga. Porusza wątek, którego wszyscy się obawiają. W tym utwrze można wyczuć prawdziwe rozgoryczenie. Napisałeś na poważny temat, gratuluję kolejnego sukcesu w twórczości. |
Maturzystka 2009.01.20 20:19:11 IP: 83.8.7.176 | Przyjażń o której mówiło się że jestescie jak Bonnie & Clyde.. W sumie masz dużo racji..i przykro mi, że w dzisiejszych czasach przyjażń się rozpada, bo dzieje się tak nie tylko w przypadku Michała. Jaki z tego wniosek mamy kupe znajomych a przyjaciół? Sami sobie odpowidzcie. Po przeczytaiu felietonu wyciagnęłam gorzki wniosek :"To czego wróg Twój nie powinien o Tobie wiedziec, nie mów przyjacielowi." Przykre.. Ja się na razie nie rozczarowałam i nie chciałabym. A za Michała mocno trzymam kciuki Żebyś nie zwątpił i znalazł przyjaciół na których zasługujesz;-) Pozdrawiam. |
Paulina Sz.:) 2009.01.20 15:33:55 IP: 83.4.155.138 | Jak to omawialiśmy na zajęciach z analizy dzieła literackiego: "przyjaźń jest możliwa wtedy, kiedy nie ma w niej zaufania. Zaufanie to wytresowanie sobie drugiej osoby". Pozdrawiam;) |
Gdyby do życia każdego polityka w naszym kraju dopasować jakąś witaminę, to jest w nim pewien okres, który moglibyśmy określić mianem multiwitaminy. I raczej nie przypuszczam, żeby w naszym państwie nie było osoby, która, przynajmniej raz na pięć lat, nie czułaby się wyróżniona. A teraz tym bardziej powinna.
czytaj więcejDziś będzie o wszystkim. Z rękawa sypać mi się będą prześmieszne żarty i żarciki, które jeżeli ktoś opowie na imprezie, automatycznie postawi nad sobą krzyżyk. Dlaczego tak? Dlaczego w ten sposób? Ot, dla idei i zasady. Kto wytrwa do końca, ten pozna odpowiedź.
czytaj więcej„Wiele osób narzeka na wiele rzeczy, że ich nie ma i tak dalej, a tak naprawdę one są, tylko nie każdy wie w jakim miejscu” – mówi Agnieszka Strzeżek, uczennica Zespołu Szkół Społecznych nr 1 w Wałbrzychu i członkini Młodzieżowej Rady Miasta Wałbrzycha.
czytaj więcejNic mnie tak nie bawi, jak mentalność Polaków. Porównałem sobie dwa zupełnie inne światy, które – wydawałoby się – prosperują na zupełnie odrębnych szczeblach w drabinie rozwoju, ale aż uśmiechnąłem się, gdy dostrzegłem, oprócz różnic, także i podobieństwa. A wydawało mi się, że między Sudanem w Afryce, a Polską w Europie, takowych nie znajdę.
czytaj więcej„Widziałem przypadki, gdzie gościu miał wytatuowanego smoka na penisie” – mówi Andrzej Socki, absolwent Zespołu Szkół nr 5 im. M.T. Hubera w Wałbrzychu.
czytaj więcej