Albo wina leży w tym, że nie nadążam, albo wina leży w świecie. Bo się zmienia. Bo jak to się mówi – za moich czasów było zupełnie inaczej. Inaczej, czyli praktyczniej. I myślałem, że szeroko rozumiana przeze mnie praktyczność, nie idzie w parze z dzisiejszą, także szeroko rozumianą, niekonwencjonalnością. Jak się okazało – można to połączyć. I to był dla mnie cios poniżej pasa. Barack Obama jest większym jajcarzem ode mnie.
Czas: 2000 rok. Miejsce: Wałbrzych.
Moje dziewiąte urodziny. Pamiętam jak dziś. Otworzyłem oczy. Spojrzałem za okno. Pomyślałem: stary jestem; jeszcze tylko dziewięć lat do pełnoletniości, żona, dziecko i do grobu. Ta sama depresja, która pojawia się u mnie każdego roku w sierpniu. Tylko, że lata się skracają. Do pokoju wbiega moja rodzicielka wraz z plemnikodawcą, od którego pochodzę. Tort, wiejskie przyśpiewki, życzenia i… prezenty. A prezenty, warto podkreślić, straciły dla mnie wartość w siódmym roku życia, kiedy to rodzice zakomunikowali mi, że skoro idę do szkoły, to staję się tym samym dojrzałym chłopcem i nie wypada już dostawać coraz lepszych zabawek, a praktyczniejsze rzeczy, które mogą mi się później przydać. A szkoda, bo wówczas na rynek wyszedł nowy model mojej ulubionej rzeczy. Ale po co o tym myśleć, skoro można dziecku zepsuć dzieciństwo, kupując mu na siódme urodziny czarny plecak z białym napisem „101 Dalmatyńczyków”. Ale frustracje na bok. Wracając do dziewiątych urodzin i przyśpiewek moich rodziców. Zaśpiewali, z łaską podziękowałem, bo obrażony nadal byłem i dostałem prezenty. Dużo prezentów. Głównie rzeczy do ubrania, książki do szkoły i… dezodorant. I tak zaczął się mój koszmar. O koszmarze jednak za chwilę. Pamiętam jak dziś. Spojrzałem na prezenty. Na rodziców. Na prezenty. Na rodziców. Płacz. Pobiegłem do łazienki. Depresja pogłębiona. Wychodzę z łazienki i komunikuję mamie, że jestem na tyle dorosły, że dam sobie radę w życiu sam i skoro oni mnie nie kochają, bo kupują mi tego typu prezenty, to oficjalnie zaświadczam, że uciekam z domu. Moja mama, jak to moja mama, zachowała się, jak zwykle, bardzo niezależnie. Powiedziała: dobrze. I gdyby na jej odpowiedzi się skończyło, to można byłoby sprawę zaniechać. Jednak ona zaczęła mi szykować rzeczy na podróż. Do plecaka z Dalmatyńczykami spakowała mi napój, pół chleba(do dziś nie rozumiem dlaczego tylko pół) i na pożegnanie dodała: tylko uważaj na siebie. Więc – musiałem wyruszyć. Jako niestrudzony wędrowiec wróciłem po trzech godzinach, po czym przebrałem się w nowe rzeczy, użyłem nowego kosmetyku, zjadłem obiad i poszedłem przywitać urodzinowych gości. Zwłaszcza babcię, która kupiła mi… dezodorant.
Czas: 2009 rok. Miejsce: Waszyngton.
Do Baracka Obamy, prezydenta Stanów Zjednoczonych, z wizytą przylatuje Gordon Brown, premier Wielkiej Brytanii. Osoby rządzące tymi państwami mają pewną tradycję – zawsze obdarowują się prezentami. I tak samo było i tym razem. Tylko, że bardziej niekonwencjonalnie. Bo teraz pytanie: co byście wręczyli Gordonowi Brownowi, gdyby ten obdarował Was rzeczami związanymi z historią współpracy Ameryki i Wielkiej Brytanii? A konkretnie: co dalibyście premierowi Brownowi, gdybyście otrzymali od niego siedmiotomową biografię Winstona Churchilla i elementy wyposażenia okrętów wojennych królowej Elżbiety? Zastanawiające, prawda? A Barack Obama nie miał wątpliwości. Obdarował Browna kolekcją 25 płyt DVD z najbardziej znanymi amerykańskimi filmami, wśród których znalazły się m.in. „Gwiezdne Wojny” i „ET”. Oryginalnie. Aż strach pomyśleć, co Obama wręczy w czasie zbliżającego się spotkania z Królową Elżbietą.
I przez prezydenta USA mam dylemat. Bo koleżanka ma urodziny, a nie wiem, co mogę jej kupić. Z jednej strony – kupuję znajomym dezodoranty od lat. Niech i oni cierpią, zadając sobie pytanie: czy śmierdzę? Z drugiej natomiast – niekonwencjonalność jest ostatnio w modzie. Niedawno osoba bliska memu sercu dostała na siedemnaste urodziny żywego karpia w wiaderku. Było to w pewnym sensie odzwierciedleniem mojego upominku, bo mi podarowano kobiece czasopismo z 1996 roku. Więc jak: niekonwencjonalnie, znaczy lepiej? A może, wzorem Baracka Obamy, połączę i jedno, i drugie?
Pytanie: ale jak to zrobić?
Postanowiłem, że zrobię sobie taką krótką listę. Komu, za co i dlaczego tak.
Tradycją jest alkohol. Jest tak samo neutralny jak dezodorant. A jak ktoś jest abstynentem? A dezodorant dostał ode mnie rok temu? Łącząc jedno z drugim: podaruję mu pustą butelkę po wódce. Może akurat uda mu się zamieścić w niej statek? Idąc dalej. Osobie rzucającej palenie lub niepalącej – paczkę papierosów. Znajomemu, który nie ma komputera – myszkę. Ślepemu – książkę. Łysemu – suszarkę do włosów. Właścicielowi schroniska – psa. Osobie posiadającej telewizor firmy Sony – pilot Panasonica. A wszystko odbywać się będzie na wzór dowcipu o dzieciach z Afryki. Św. Mikołaj: dlaczego te dzieci są takie chude? Odpowiedź: bo nie jadły. Św. Mikołaj: to nie dostaną prezentów.
Nie wiem czy niekonwencjonalnie, to znaczy lepiej. Nie wiem czy praktycznie, to znaczy lepiej. Idzie się w tym wszystkim pogubić. Bo może i prezenty „z pomysłem” są najciekawsze. Ale wiadome też jest, że najmniej się przydają. Z drugiej strony – jak mam wiedzieć, co druga strona potrzebuje, skoro zawsze mówi, żeby jej nic nie kupować? Koło się zamyka. Jednak wiem, czego nigdy nie kupię na urodziny swoim własnym dzieciom. Samochodu.
I dezodorantu.
Michał Cisło
michal-cislo@wp.pl
mały szyderca 2009.03.13 15:39:41 IP: 83.8.24.240 | Postanowiłam, iż zdobędę się na odrobinę wysiłku i ustosunkuję do komentarza poniżej. Mianowicie, zastanawia mnie fakt, czy rozwój autora musi koniecznie wiązać się z jego utratą pasji do pisania? Czy, aby pozostać 'prawdziwym',nie należy rozwijać się i nie próbować nowych form wyrazu własnych myśli i przekonań? Według mnie, poczucie humoru jest na dość dobrym poziomie. Natomiast felietony? Każdy kolejny jest coraz lepszy, ponieważ zauważam, iż autor przechodzi z typowo szkolnego stylu pisania na ten bardziej profesjonalny. Aczkolwiek, jest to tylko i wyłącznie moje odczucie, z którym nie każdy musi się zgadzać ;) pozdrawiam. |
;-) 2009.03.12 16:20:59 IP: 213.158.196.76 | Cisło humor Ci sie popsuł. Coś nie tak jest z Twoimi felietonami juz nie są Twoje. Piszesz bo musisz? Kiedyś pisales bo kochaleś.. |
Gdyby do życia każdego polityka w naszym kraju dopasować jakąś witaminę, to jest w nim pewien okres, który moglibyśmy określić mianem multiwitaminy. I raczej nie przypuszczam, żeby w naszym państwie nie było osoby, która, przynajmniej raz na pięć lat, nie czułaby się wyróżniona. A teraz tym bardziej powinna.
czytaj więcejDziś będzie o wszystkim. Z rękawa sypać mi się będą prześmieszne żarty i żarciki, które jeżeli ktoś opowie na imprezie, automatycznie postawi nad sobą krzyżyk. Dlaczego tak? Dlaczego w ten sposób? Ot, dla idei i zasady. Kto wytrwa do końca, ten pozna odpowiedź.
czytaj więcej„Wiele osób narzeka na wiele rzeczy, że ich nie ma i tak dalej, a tak naprawdę one są, tylko nie każdy wie w jakim miejscu” – mówi Agnieszka Strzeżek, uczennica Zespołu Szkół Społecznych nr 1 w Wałbrzychu i członkini Młodzieżowej Rady Miasta Wałbrzycha.
czytaj więcejNic mnie tak nie bawi, jak mentalność Polaków. Porównałem sobie dwa zupełnie inne światy, które – wydawałoby się – prosperują na zupełnie odrębnych szczeblach w drabinie rozwoju, ale aż uśmiechnąłem się, gdy dostrzegłem, oprócz różnic, także i podobieństwa. A wydawało mi się, że między Sudanem w Afryce, a Polską w Europie, takowych nie znajdę.
czytaj więcej„Widziałem przypadki, gdzie gościu miał wytatuowanego smoka na penisie” – mówi Andrzej Socki, absolwent Zespołu Szkół nr 5 im. M.T. Hubera w Wałbrzychu.
czytaj więcej